Demony umysłu

Troszkę retrospekcyjnie. Jakoś umknął mi ten dzień. A okazuje się, że był ważny…

Dużo medytacji. Nawet wysłałem G. taką muzykę. Gdzieś na dole jest. Bardzo mnie wciągnęła. Dobrze mi się przy tym medytuje.

Jakoś nie wierzę już w przeznaczenie. Tyle razy myślałem, że coś, co się mi w życiu przytrafia, gdzieś mnie zaprowadzi. Tylko chyba jeden podstawowy logiczny błąd robiłem. Oczekiwałem, że, jak w tych przekłamanych hollywoodzkich filmidłach – zaprowadzi mnie do jakiegoś „Żyli długo i szczęśliwie.” A tu nic z tego. Co nie znaczy, że nigdzie nie zmierzamy. Ale ja bym wolał to jednak z jakimś szczęściem powiązać. Zmęczony jestem. Sobą. Swoim umysłem. Wyciem po nocach, kiedy nie mam jak tego gówna w głowie wyłączyć a każda kolejna myśl kłuje mnie, pali żywym ogniem. „Z głowy się nie da wyjść” cytując piękną pieśń… I myśli, i myśli i kurwa myśli, że jestem chujowy, że źle, że mnie zostawi, że lepiej z tym skończyć.

Nawet sobie nie wyobrażasz, jak cudowne są tabletki nasenne, które od psychiatry dostałem. Rozpuszczam taką na języku. Kładę się. Zwykle leżałem, leżałem, myślałem, myślałem. W dół, w dół, dalej, głębiej w dół. Płacz nie pomaga. A zasnąć zasypiałem, z wyczerpania. Czasami po kilku godzinach. Nie wiem, jak daleko od tego stanu do szaleństwa. Podczas ostatniej wizyty u psychiatry spotkałem tam młodego mężczyznę. Uśmiechał się do mnie. Myślałem, czy zagadać. Tak mu ciepło z oczu patrzyło. I takie w nim było zrozumienie. Jakby widział, kim naprawdę jestem. Nie zagadałem…

On nie był w stanie usiedzieć. Chodził. Ruszał się. Machał rękami. Bujał na boki. Grymas na jego twarzy. On miał jeszcze bliżej. A może leki przestawały właśnie działać i czekał na dawkę. Może on już znał ten stan. Stan, kiedy już nie kontrolujesz umysłu w ogóle. Robi co chce. Za dużo!

Ale dzisiaj dostałem link. Do hipnozy. Marisa Peer. A hipnoza pt. „Activating Your Soul’s Purpose”.

Obiecałem, że posłucham. I posłuchałem. Kiedyś już jakiejś jej hipnozy słuchałem. Dla mnie za dużo mówi. Nie, za dużo gada. Gada i gada i gada. Jak tu się skupić na tym, co mam robić, skoro ciągle ten jej głos nie pozwala się skupić. Ale już kiedyś jej słuchałem. Więc przestałem słuchać i zatopiłem się. W dzieciństwie. Spotkałem siebie sprzed lat. Małego chłopca. I przypomniałem sobie, co mi sprawiało radość…

Kiedy byłem mały, mój starszy brat przed snem prosił mnie, żebym mu jakąś bajkę opowiedział. A ja wchodziłem w ten swój gwiezdny stan. Opisałem go tutaj. Zamykałem oczy. Pojawiały się gwiazdy. I opowiadałem bratu bajkę. Potem kolejną. Krótkie historyjki. Teraz mój młodszy synek takie mi opowiada. Zapisywać je zacznę. I tutaj dodam kilka… Sypie nimi jak z rękawa. I przypomniałem sobie. Opowiadałem historie. Też dzieciakom wszystkim, kiedy przychodził ich cały tabun na imprezę do nas do domu (imieniny rodziców, święta…)

Przypomniałem sobie, że później pisałem. Opowiadania. Książkę. Nic nigdy z tym nie zrobiłem. Bo przecież jestem beznadziejny…

Ale opowiedziałem o tym G. Że opowiadanie historii było tym, co uwielbiałem. Co przychodziło mi lekko. Ucieszyła się. Ja nie. Co z tego? Nic to nie zmieni. Nic się już nigdy nie zmieni. I ta historia ma ciąg dalszy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *