Źródlana toń

Wstałem. Wczoraj o 4:06, dzisiaj 5:14. Zmęczony. Nic się nie chce. Zasnąłbym tak i tyle. Przy tym jakaś taka wewnętrzna złość. Usiadłem do medytacji. Wczoraj myślami wróciłem do podróży sprzed lat. Przypomniał mi się Jamalpur – miejsce, w którym przyszedł na świat mój Guru.

I dzisiaj w medytacji ponownie tam wróciłem. Byliśmy tam przez pięć dni. Zatrzymaliśmy się w ashramie Ananda Margi. Przypomniałem sobie te poranne medytacje w małym pokoju, w którym On medytował. Chłód poranka, rześkie powietrze i ja opatulony w koc. Wstawałem o 4:30, poranna toaleta. Siadałem do medytacji równiutko o 5:00. Zanurzałem się. Jakbym stał w chłodnej, przezroczystej, klarownej wodzie. I zanurzałem się w tym stanie czystości i spokoju. Po chwili otwierałem oczy. Ta chwila dla mnie wydawała się mgnieniem oka. W rzeczywistości mijały dwie, trzy godziny.

Jamalpur to piękne miejsce. Chyba czas powrócić do tej podroży sprzed lat…

Poczułem ten spokój dzisiaj w medytacji. Cień tego spokoju. I tęsknotę za sobą takim czystym, nieruchomym, zatopionym w ciszy własnego Ja. Pojutrze Palermo i my… Dzisiaj jestem zmęczony, ale wkurw zniknął, roztopił się w porannej medytacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *