Ławeczka

Wczoraj Agunia, chyba pierwszy raz, naprawdę pokazała mi – zresztą może nawet nie wcale naprawdę, ale troszkę – pokazała mi siebie taką, jaką jest: zmęczoną. Nie będę tego tutaj na blogu opisywał, opiszę to sobie i dla nas. Mieliśmy jechać na Dąbie, ale ostatecznie cały dzień gdzieś tak umknął. Przyleciała pierwsza połowa pierwszego słonecznego i gorącego weekendu. Więc tym bardziej doceniam, że przez te dwa lata miała energię… znaczy, chyba nie miała energii, żeby mnie wszędzie zabierać : ( Do Cigacic, Dąbie, Łagów…. Ciągle gdzieś jeździliśmy, bo tak należy. Bo trzeba zabawić gościa. Wcale tak nie należy. Nie trzeba. Jak jest się zmęczonym, to można odpocząć. Można odpoczywać i nie mieć ochoty na nic.

Odpoczęliśmy sobie wczoraj, a dzisiaj przyjechaliśmy do Łagowa. Tutaj Agunia ma taką ławeczkę gdzieś nad jeziorem, pośród trzcin, śpiewu ptaków, plusku ryb, blasku słońca i szumu liści… Taki pomościk z ławeczką. Obydwoje mamy. Zapytała mnie, czy lubię tę ławeczkę, czy mam do niej sentyment. Czy może tylko ona tak ma. Och…

Takie piękne wspomnienie mi się z nią przypomina. Wysłała mi kiedyś zdjęcie z tej ławeczki. Zdjęcie z kartką z zeszytu. Na karteczce opisany idealny mężczyzna. Mam to nagranie… na końcu mówi: „I chyba znalazłam.” Wtedy to mi dało bardzo dużo energii i nadziei. Później było różnie. Dzisiaj chyba w końcu rozumiem, czym miłość jest, a czym nie jest. Trochę bliżej do zrozumienia.

Zatem jesteśmy nad jeziorem Łagowski. Agunia popłynęła. Na supie, popłynęła sobie gdzieś tam za horyzont. Jeszcze rok temu, jak tu byliśmy, było to dla mnie bardzo dyskomfortowe – że ona sobie gdzieś tam sama płynie, a ja tu sam zostaję. Nie wiem, z jakich traum się przez te dwa lata wyleczyłem. Nie wiem, z jakimi traumami się zmagałem i z jakimi się uporałem. Dzisiaj już tego nie ma. Wiele spraw. They’re gone… A jeszcze w listopadzie w środku weekendu jechałem do psychiatry.

Wczoraj tak siedziałem sobie na kanapie, masując Agunii stópki i tak sobie nic nie myślałem. I nagle – o kurde – nic nie myślę. To tak można? Można nie myśleć? Umysł jest spokojny i nie myśli. A zawsze myślał: a co, a jak, a gdzie, a po co. A najczęściej same negatywy: za mało, za dużo, chujowo albo za dobrze, więc za chwilę się coś spierdoli. Dzisiaj mój umysł myśli zdecydowanie bardziej wtedy, kiedy ja tego chcę. Kiedy nie chce, to robi sobie przerwę. Happy blending wsparcia ukochanej osoby, medytacji, psychoterapii i determinacji. Dużo jeszcze przed nami pracy…

Wracając do umysłu – umysł to nie ja, to nie Ty. Tutaj można by się zagłębić w filozofię Jogi. W budowę umysłu. WIem o tym sporo. Teoria, ale bardzo się na życie przekłada. Kiedyś to opiszę tutaj – budowę umysłu – niesamowita wiedza. Ale tak, kontrola umysłu to jest wspaniała sprawa. I nie da się tego zrobić bez kontroli emocji, bo emocje bardzo wpływają na nasz umysł.

Siedzę sobie zatem na ławeczce, na tej ławeczce, takiej naszej ławeczce. Agunia popłynęła na supie, a ja nagrywam sobie Codziennik wakacyjny. Jeszcze nie wakacje, ale już lato. I tak myślę sobie, że jestem szczęśliwy. Dużo pracy przed nami, a dzisiaj odpoczynek.

Zbieram się do napisania wpisu o mojej Agunii. Teraz gdzieś tam pływa sobie po jeziorze i tak sobie myślę, że jest szczęśliwa. Ona kocha wodę. Kocha naturę. Nie znam drugiej takiej osoby, która ma taki kontakt z przyrodą, taką do niej miłość takie zrozumienie. Agunia jest światłem. Dzisiaj trochę przygaszonym, zdeptanym przez tych wszystkich dziwnych ludzi, którzy nie rozumieją świata. Jest w tym bardzo do mnie podobna. I dlatego nas przyciągnęło do siebie.

Przed chwilą sobie pomyślałem, że gdybym się nie zjawił w jej życiu… Gdyby ona się nie zjawiła w moim życiu…. Nie wiem, co by było. Szukałbym. I kompletnie bym nie wiedział, czego szukam. Nie wiedziałbym, że szukam siebie. Dzięki niej w końcu wiem, kogo szukam i kogo mam pokochać. Tak powstał ten blog. Stąd ta nazwa: Poszukując siebie. Całe życie szukam siebie. Myślałem, że kiedy znajdę kogoś, to spadnie na mnie deszcz szczęścia. Kiedy znalazłem ją, pokazała mi, gdzie szukać. Tak, taki paradoks.

Na tym moja opowieść się nie kończy. Opowieść znad Jeziora Łagowskiego. Ten piękny dzień zaskoczył mnie i przeraził. Ale to opiszę jutro…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *